Jako że jestem zupełnym i totalnym hedonistą, czasami sama książka to dla mnie za mało. Koniecznie trzeba dołożyć podkład muzyczny - i wtedy jest pełnia szczęścia. W gruncie rzeczy powinnam to wszystko pisać raczej w czasie przeszłym, ponieważ moja postępująca niepodzielność uwagi niestety coraz częściej uniemożliwia mi delektowanie się słowem pisanym i śpiewanym jednocześnie - nad czym bardzo boleję. Ostatnio daję radę jedynie przy lżejszych lekturach (hmmm...a czy ja czytam lekkie książki?...zdarza się czasem), więc mogę sobie na temat zestawu 'książka z muzyką' co najwyżej poteoretyzować...
A może nie tyle poteoretyzować, co powspominać. Nie będę się rozpisywać nad oczywistościami typu 'do Władcy Pierścieni najlepiej pasuje OST z filmu' albowiem w swojej karierze czytelniczej dokonałam kilku połączeń dość interesujących jak i nietypowych. Do tego - połączeń jakoś niesamowicie trwałych ponieważ do dziś słuchając poszczególnych piosenek DOSŁOWNIE widzę przed oczami sceny z książek. Albo cytaty mi się po głowie kołaczą. No i za nic w świecie się tych skomplikowanych skojarzeń pozbyć nie można...
Absurdalność niektórych skojarzeń przedstawię na przykładzie. Proszę bardzo : piękna muzyka tradycyjna - bretońska zespołu Open Folk, a konkretnie cała płyta Bretonstone (tu kawałek do obczajenia, co to w ogole jest...), wywołuje automatycznie skojarzenie : "Psychologia emocji i motywacji" pana Henryka Gasiula (któremu przy okazji dziękuję bardzo za recenzję mojej pracy magisterskiej i za to, że w ogóle ją przeczytał...to tak na marginesie ). Dawno temu czytając ją przed egzaminem uprzyjemniałam sobie naukę Open Folkiem i teraz, prawie 6 lat po fakcie, nadal gdy słucham 'Bretonstone' mam przed oczami skomplikowane rysuneczki obrazujące powstawanie emocji a w głowie całą masę bardzo teoretycznych teorii, z których żadna mi się w życiu nie przydała. I mamy pierwsze, wyjątkowo niefortunne połączenie..
Kolejny przykład jest wynikiem tego, że zarówno nowa płyta jednego z moich ulubionych zespołów - Project Pitchfork - jak i ostatni płód pióra Stephanie Meyer - 'Przed świtem' - czekać nie mogły...Podróżom metrem w towarzystwie Boskiego Edwarda towarzyszyła mi więc piosenka z płyty 'Dream: Tiresias!' - 'If I Could'. Na tyle długo, że do dziś przy piosence owej - którą wręcz fanatycznie uwielbiam, niestety - objawia się wizja...Niestety, nie Edwarda - tylko ciężarnej Belli, w szarej podomce i z brudnymi włosami. Bleeeee....
To dwa najbardziej skrajne przykłady mojej niefrasobliwości w wybieraniu muzyki do lektury. Jest ich oczywiście wiele więcej ale już te dwa mogą służyć ku przestrodze. Oczywiście, traumy przy słuchaniu muzyki można uniknąć, wybierając do czytania książki, które nam się po jakimś czasie nie będą wydawać koszmarami na jawie.
Ale o wyborze książek do czytania, to już przy innej okazji...
Wow. Ja nie umiem jednocześnie czytać i słuchać :<
OdpowiedzUsuń/Aś
Jeśli chodzi o czytanie i słuchanie jednocześnie, to też mam różne dziwne skojarzenia ponieważ mam to samo co Ty. Może przy czytaniu "Zmierzchu" nie było hardcorowo bo słuchałam do tego kołysanki Belli, ale już przy czytaniu "Poczekajki" Katarzyny Michalak było Within Temptation, więc obecnie słuchając np. Memories, widzę jak żywo chociażby Patrycję myjącą krowę szamponem truskawkowym XD
OdpowiedzUsuń