O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

wtorek, 19 listopada 2013

"Ostatecznie jestem kobietą i bardzo mnie to cieszy".

Witam drogie Czytelniczki! Czytelników nie witam, bo ich tu nie ma; jeśli są, to zapraszam do wyjścia. Chyba, że macie ochotę poczytać książki z gatunku fantastyki - bo właśnie mianem 'fantastyki' określono kiedyś w mało śmiesznym dowcipie książki z zakresu psychologii kobiety...

Już zatem wiadomo, o czym sobie dzisiaj porozmawiamy. Tak jest, o 'babach i ich psychice'. Dawno dawno temu zamieściłam tu moją osobistą listę wartościowych książek dla kobiet - a nawet dwie listy, bo jedna to dla Was było mało i zażądałyście więcej. Wam się (mam nadzieję) podobało, mnie się dobrze pisało, więc ciąg dalszy musi nastąpić. Zresztą, kontynuację wtedy zapowiedziałam, bo już miałam w zanadrzu listę kolejnych 'kobiecych' książek do przeczytania, a kilku już nie dałam rady opisać. Musze przyznać, że lista wciąż się wydłuża, szybciej niż jestem w stanie czytać. Jak tak dalej pójdzie, to będę Was męczyć tymi 'babskimi lekturami' aż do śmierci - a po drodze pewnie doczekam się etykietki rozszalałej feministki.

No, to skoro przerażająco-odrażająco-fascynujące słowo 'feminizm' wkroczyło na scenę, to na pierwszy ogień pójdzie jedno ze sztandarowych dzieł feminizmu, właśnie prosto ze sceny teatralnej...



1. Eve Ensler - Monologi Waginy
Mam wrażenie, że od zawsze wiedziałam o istnieniu Monologów (najpierw w postaci sztuki teatralnej, potem książki)  - i od zawsze ich tytuł wywoływał skojarzenia typu 'szokujące' oraz 'kontrowersyjne'. Przy pierwszej nadarzającej się okazji sprawdziłam, czy skojarzenia są słuszne. I rozczarowałam się bardzo - nic mnie w tej książce nie zbulwersowało. Za to dużo mnie zaciekawiło, zaintrygowało, zachwyciło i rozbawiło. Trochę się również nie do końca spodobało...
Zamieszanie wokół Monologów ma dwie przyczyny: po pierwsze treść, po drugie forma. Treść - bo książka jest o pochwie. Po prostu. A po co pisać książkę/sztukę teatralną o pochwie? Bo kobiety chciały, żeby została napisana - dzieliły się z autorką swoimi przemyśleniami, historiami, wspomnieniami, tymi dobrymi i tymi złymi. Tak powstała opowieść na którą składają się zabawne, frywolne,swobodne i nieco wulgarne (według niektórych, nie według mnie) wypowiedzi i szczere, bolesne historie o przemocy. Monologi Waginy są, jak łatwo zauważyć, pochwałą kobiecej seksualności ale również - co nie wszyscy chcą dostrzec - protestem wobec jej pogwałceniu. Sztuka do dziś jest grana w teatrach a dochód z przedstawień finansuje organizacje zajmujące się walką z przemocą wobec kobiet. Do dziś jej obecność na deskach teatralnych budzi sprzeciw - o ile szczytny cel jest doceniany, to już forma niestety nie. Słowo 'wagina' jest uznawane za wulgarne i obraźliwe - w 2013 roku w Stanach Zjednoczonych ocenzurowano reklamę prasową spektaklu. Ale jeśli chodzi o słownictwo, tytuł to przecież dopiero początek.
Myślę, że spełniłam swój obowiązek, ostrzegłam czego się możecie spodziewać; decyzja czy czytać należy już do Was. Mnie w Monologach podobały się i treść i forma, ale nie twierdzę, że każdej z Was też muszą przypaść do gustu. Po prostu spróbujcie. Są krótkie i dostępne w ebooku, więc wiele nie tracicie, a może się okaże, że 'to jest to'?

2. Lisa See - Kwiat Śniegu i Sekretny Wachlarz
Od razu przepraszam te, które już zamęczałam swoimi zachwytami nad tą książką; wybaczcie, to już będzie ostatni raz. Po prostu nic nie mogę poradzić na to, że wywarła na mnie takie ogromne wrażenie. To jedna z najpiękniejszych historii o kobiecej przyjaźni jaką czytałam a przy okazji najbardziej oryginalna, bo rozgrywająca się w zupełnie innej kulturze. Okazuje się, że w dziewiętnastowiecznych Chinach przyjaciółki były dla kobiety ważniejsze niż mąż - bo męża spotykała głównie nocą w sypialni, a z kobietami spędzała właściwie cały swój czas. Do tego Chińczycy mieli kilka bardzo pięknych tradycji dotyczących przyjaźni , łącznie ze specjalnym pismem które kobiety stworzyły tylko po to, by się ze sobą porozumiewać...Wspólna historia Lilii i Kwiatu Śniegu zaczyna się, gdy obie mają sześć lat i trwa przez lata - nasze bohaterki przechodzą przez bolesne krępowanie stóp, dorastają, wychodzą za mąż, opuszczają rodzinny dom, rodzą dzieci, borykają się z codziennymi problemami - a jednocześnie coraz lepiej poznają siebie nawzajem , wspierają, pocieszają. A potem w jednej chwili wszystko rozbija się w drobny mak. Jedno nieporozumienie, nadszarpnięte zaufanie - i koniec. Historia może i banalna, ale uwierzcie, daje do myślenia.

3. Hanna Samson - Zimno mi mamo
Ta książka ma niewiele ponad sto stron, a ja czytałam ją prawie miesiąc. Gdybym miała wymienić książki, które najtrudniej mi się w życiu czytało, ta byłaby w czołówce. Jeżeli wszystkie przeczytałybyście ją, to mam wrażenie, że Wasze opinie byłyby tak skrajne jak tylko się da. Trafiłam na nią przypadkiem; opis z okładki wskazywał że idealnie pasować będzie do mojej kolekcji książek dla kobiet. Zaczęłam czytać; po trzech stronach odłożyłam bo akurat jechałam autobusem a w autobusie płakać jakoś tak głupio. Sięgnęłam po nią ponownie po jakimś czasie - znów kilka stron i znów odłożyłam na bok, tym razem z irytacją. I tak przez miesiąc odbywałam z tą książką stosunki przerywane aż w końcu szczęśliwie skończyłam. Tylko że dalej nie wiem co mam o niej myśleć. A może wiem, tylko nie chcę głośno przyznać?
Zimno mi mamo to monolog kobiety, która w gabinecie lekarza (psychiatry zapewne) wylewa z siebie potok słów, rzadko używając znaków przestankowych, co daje wrażenie niekończącej się skargi. Kobieta ma depresję, ma poczucie, że jej życie jest bez sensu, nie wie jak to zmienić, w zasadzie to sama nie wie czego chce. W pewnym momencie zaczyna opowiadać o matce (tu mi się przypomniało zdanie jakie Sylvia Plath wypowiedziała w gabinecie psychiatry : 'Pani doktor, czy mogę nienawidzić mojej matki?'), potem o mężu, kochanku, znów o matce, znów o braku sensu.... Ten oto monolog wzbudził we mnie chyba wszelkie możliwe emocje. Dotknął wielu wrażliwych punktów, kazał myśleć, przed sobą przyznać się do kilku rzeczy. Nie wiem, czy na wszystkich to tak działa, ale jeśli chcecie się zmierzyć z problemami takimi jak: 'rola matki w moim życiu', 'czy wiem czego chcę', 'mężczyzna mnie odrzucił' to zapraszam. Ale naprawdę może boleć.

4. Ute Erhardt - Uległa czy niepokorna vel. Grzeczne dziwczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam gdzie chcą
Nie wiem jak i nie wiem kiedy weszłam w posiadanie Uległej czy niepokornej, ale skoro już stała na półce to sięgnęłam po nią, gdy byłam w szale czytania poradników okołopsychologicznych. Potem szukałam informacji o autorce w internecie i co się okazało? Że właśnie przeczytałam nieświadomie 'najsłynniejszy i najbardziej wywrotowy poradnik dla kobiet', co do którego zarzekałam się, że nigdy po niego nie sięgnę. Wszystko przez inne tłumaczenie tytułu. Cóż za uparta książka, nie wpuściłam jej drzwiami, to weszła oknem..
A skoro już przeczytałam, to podzielę się wrażeniami, skoro to takie wywrotowe dzieło...Czy mi się podobało? Tak i nie. Czy coś z lektury wyniosłam? Tak i nie. Czy polecam do przeczytania? Tak i nie...
Mam wrażenie że świat autorki jest czarno-biały. Opisuje ona kobiety jako uległe, uciemiężone wręcz, niezdolne do bycia silną istoty. Okej, po części ma rację...ale naprawdę nie jest z nami aż tak źle. Bycie kobietą niejako z góry narzuca bycie 'uległą i akuratną', ale jednak nie aż w takim stopniu. Temperament, osobowość i środowisko też mają tu coś do powiedzenia. No, ale jakby nie patrzeć, każdej z nas się przyda trochę więcej pewności siebie, asertywności i tak dalej...tylko, że autorka w miejsce bycia potulną owcą proponuje bycie zimną, agresywną, wyrachowaną egoistką. Ze skrajności w skrajność. Ta idea mi zdecydowanie nie odpowiada, oj nie...
Mimo wszystko zachęcam do zapoznania się z książką. Miejscami irytuje, zwłaszcza przy końcówka, ale sporo spostrzeżeń jest bardzo trafnych, rad całkiem pomocnych. Polecam zwłaszcza kobietom pracującym:)

5. Agnieszka Gromkowska-Melosik - Kobieta epoki wiktoriańskiej
Czas na gwiazdę wieczoru! Marudziłam i marudziłam, że chcę książkę o kobiecie w czasach wiktoriańskich - i mam. Jakiś czas temu zafascynował mnie ten temat - najpierw w kontekście ówczesnej opieki psychiatrycznej (przytułki dla obłąkanych niewiast) - niestety, wiedzę swoją musiałam zdobywać po kawałku, z różnych źródeł, głównie obcojęzycznych. Aż w końcu spełniło się moje marzenie i mam na półce, na honorowym miejscu, przebogate źródło wiedzy o losach kobiet wiktoriańskich. Czyta się te książkę najpierw z niedowierzaniem, potem z oburzeniem, a na koniec z wściekłością niemalże. O ile autorka Uległej czy niepokornej przesadziła, tworząc obraz współczesnej kobiety, jako bezradnej i uciśnionej, to o kobiecie epoki wiktoriańskiej można tak powiedzieć z czystym sumieniem. Sprowadzenie kobiety do roli "najpiękniejszej i najbardziej godnej podziwu maszyny do wylęgu" (cytat z tekstu autorstwa lekarzy francuskich z 1855 roku) czy też twierdzenie że " można całkowicie zakwestionować jej odpowiedzialność za czyny w okresie menstruacji" - to dopiero początek. Przerażające, szokujące? Ta książka cała jest przerażająca. Polecam ją wszystkim bez wyjątku; nieważne czy interesuje was historia, czy nie. Bo po lekturze rodzi się w głowie pytanie - czy coś nam jednak w spadku po epoce wiktoriańskiej nie zostało po dziś dzień? Jak już wspomniałam wcześniej - nasza pozycja nie jest tak zła, jak bywała w przeszłości, ale czy  mimo wszystko, niektóre z tych dziewiętnastowiecznych poglądów, w złagodzonej trochę formie, nie wydają się nieco znajome?

Najsmutniejsze jest to, że kobiety epoki wiktoriańskiej nie do końca zdawały sobie sprawę z absurdalności swojego położenia, bo po prostu nie wiedziały, że da się, że można inaczej. Nie miały wzorców, z których mogły czerpać, nie miały wsparcia w innych kobietach, nie miały możliwości zmiany siebie. 

Jak dobrze, że my mamy. Siebie nawzajem. Wsparcie. I książki :)







7 komentarzy:

  1. Poprzednie książki z tej listy jakoś średnio mnie zaciekawiły, ale tę chyba zrealizuję całą. Rany, dotąd chyba nie przeczytałam nic z "literatury kobiecej" (może jedynie Zapisane na ciele - liczy się?).

    Co mnie wkurzyło, to absurd z pierwszej pozycji. Cenzurować słowo wagina? Trochę to... z cipy.

    Kaś, mogłabyś mniej czasu spędzać na czytaniu, a więcej na pisaniu? :P
    Uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'Zapisane na ciele' - pewnie że się liczy :)) o niej też miałam w planach napisać, ale dość dawno czytałam, musiałabym sobie przypomnieć. Ja w ogóle bardzo lubię Winterson...

      Z czytania książek trudno mi będzie zrezygnować, ale chętnie zrezygnuję z pracy na rzecz pisania :P

      Usuń
  2. Te, to nie moja bajka, ale zaciekawiła mnie pozycja numer 3. Muszę ją przeczytać. Koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Służę pożyczeniem :)

      Usuń
    2. O, to bardzo chętnie skorzystam :)

      Usuń
    3. Ale, jeśli wszystko pójdzie po dobrej myśli, to chyba dopiero po nowym roku pożyczę. :)

      Usuń
  3. Poza pozycją nr 4 to ja chcę wszystko a już najbardziej pozycję nr 5, tak bardzo, taaaaaaaaak bardzo.

    No i poza tym wiesz, że wielbię Twoją półkę z kobiecą literaturą! I co fajniejsze - że Twoja kobieca literatura to wcale nie jest kobieca literatura, o jakiej wszyscy myślą. Good job, girl!

    OdpowiedzUsuń