O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

poniedziałek, 5 września 2016

Podsumowanie Czytelnicze - Sierpień - część pierwsza

Zgodnie z deklaracją "koniec miesiąca, siadam i piszę' zapraszam na podsumowanie sierpniowe. Zacznę od tego, że troszkę się pochwalę (a co!), ponieważ udało mi się w sierpniu przeczytać aż 20 ksiązek, co w moim przypadku jest chyba rekordem wszechczasów. To był totalnie książkowy miesiąc, czytało mi się bardzo szybko a do tego nie uświadczyłam żadnych spektakularnych rozczarowań. Daj borze zielony i szumiący, żeby takie tempo utrzymać do końca roku.

Sierpień zaczęłam od naprawdę mocnej lektury - "Małego życia" Hanya Yanagihary. Już miesiąc minął od jej ukończenia, a ja wciąz jeszcze się do końca psychicznie nie pozbierałam. Planowałam napisać dłuższą i bardziej szczegółową recenzję, ale niestety, nawet myślenie o tej książce (ba! sam widok okładki) powoduje u mnie spadek nastroju. Spodziewałam się po "Małym życiu" dobrze skonstruowanej historii o przyjaźni, która owszem, będzie poruszająca i może nawet trudna w czytaniu...ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Powieść Yanagihary to najbardziej wyczerpująca psychicznie pozycja, z jaką miałam do czynienia - a uwierzcie, że ja nie stronię od lektur, które pozostawiają w psychice czytelnika głębszy ślad. W "Małym życiu" znajdziemy piękny portret przyjaźni niemal idealnej, przyjaźni na dobre i złe, ale dla mnie powieść ta mówi przede wszystkim o traumie, psychicznym cierpieniu, walce z demonami przeszłości. Stawia pytania nie o to, jak ból psychiczny pokonać, ale o to, czy w ogóle jest to możliwe. Daje czytelnikowi wgląd w psychikę człowieka, który został złamany, który cierpi tak, że aż trudno to sobie wyobrazić. Do tego autorka porusza również trudny temat samookaleczeń, który wciąz rzadko pojawia się w literaturze, a juz na pewno w literaturze czytanej masowo - i chwała jej za to. Jednak pomimo ilości emocji i wzruszeń jakich dostarczyło mi "Małe życie" nie nazwałabym go arcydziełem literatury. Niestety, gdy już emocje nieco opadną, wychodzą na jaw wady książki - jak chociażby czarno-biały świat, papierowe postaci, nadmierne epatowanie okrucieństwem. W związku z tym mam problem, komu właściwie "Małe życie" polecać. Ci, którzy szukają literatury na wysokim poziomie, mogą się rozczarować. Czyelnicy bardziej wrażliwi mogą najzwyczajniej w świecie nie dać "Małemu życiu" rady.

Po tak traumatycznych przejściach z książką potrzebowałam czegoś lekkiego i relaksującego - wybór padł na serię "Percy Jackson i bogowie olimpijscy" Ricka Riordana. Tak, proszę się nie śmiać, zaczęłam czytać literaturę młodzieżową, pomimo że do młodzieży już od bardzo dawna się nie zaliczam, a jeśli chodzi o rzeczonego Percy'ego - to różnica wieku między nami jest taka, że na upartego mogłabym być jego mamą. Jednak juz przy "Igrzyskach śmierci" odkryłam, że czytanie "młodzieżówek" to świetna rozrywka i relaks o wiele dla mnie lepszy niż, dajmy na to, romanse albo chic lit. Do serii Riordana jak magnes przyciągnęło mnie hasło "mitologia grecka", ponieważ mity greckie uwielbiałam jako dziecko. Pomysł, aby świat współczesny połączyć ze światem greckich bogów i herosów okazał się być strzałem w dziesiątkę i zauroczył mnie totalnie. Pochłonęłam wszystkie pięć tomów błyskawicznie, przymykając oko na nasuwające się co i rusz skojarzenia z Harrym Potterem. Przygody Percy'ego wciągają niesamowicie a możliwość przypomnienia sobie greckiej mitologii sprawia radość nawet czytelnikowi, który lata nastoletnie ma już dawno za sobą.

Cykl "Królowa Tearlingu", którego dwa tomy były moimi kolejnymi sierpniowymi lekturami, również możnaby zaliczyć do literatury młodzieżowej, biorąc pod uwagę wiek głównej bohaterki. Powieści Eriki Johansen to jednak coś więcej niż historie spod znaku young adult fantasy. Kelsea Glynn kończy dziewiętnaście lat i w tym dniu wypełnia się jej przeznaczenie: opuszcza swoją zastępczą rodzinę, z którą żyła w ukryciu i wyrusza w podróż u kresu której czeka na nią tron królowej Tearlingu. Jak ze sprawowaniem rządów poradzi sobie młoda, naiwna dziewczyna, która o rządzeniu większego pojęcia nie ma? Nie będzie z pewnością lekko, łatwo i przyjemnie. Kelsea daleko bowiem do idealnej heroiny, której wszystko się udaje...W "Królowej Tearlingu" mamy wszystko, czego wymagać można od dobrego fantasy - wciągającą, rozbudowaną akcję, dopracowany i ciekawy świat, bohaterów, którzy nie są płascy i papierowi. Do tego dużo intryg i polityki, znalazło się też miejsce dla odrobiny erotyki w dobrym stylu. W przypadku powieści wielotomowych często bywa tak, że pierwszy tom jest najlepszy. Tutaj niespodzianka - pierwszy tom jest bardzo dobry, ale drugi bije go na głowę. Na jesieni ma pojawić się tom trzeci - czekam z niecierpliwością, a czekanie umilać sobie będę polecaniem "Królowej Tearlingu" wszystkim, którzy cenią dobre,dojrzałe fantasy.

Kolejne moje lektury świadczą o tym, jak spontanicznie potrafię sięgać po książki, zmieniając przy tym gatunki literackie jak rękawiczki. Zaraz po "Królowej Tearlingu", niemal z marszu, mając w głowie jeszcze historię Kelsea, sięgnęłam po...thrillery medyczne Tess Gerritsen. W ogóle nie miałam ich w swoich czytelniczych planach, po prostu nagle i niespodziewanie naszła mnie ochota na kryminalne zagadki, co od czasu do czasu mi się zdarza. W trzy dni pochłonęłam trzy tomy cyklu Rizzoli/Isles: "Chirurga", "Skalpel" oraz "Grzesznika". Czytałam do upadłego, do utraty tchu, wciągając się bez reszty w tropienie morderców. Niestety, już po skończonej lekturze moje wrażenia były takie, jak to często bywa u mnie po przeczytaniu kryminału - dobra rozrywka i nic ponadto. Książki Gerritsen nie zapadły mi mocniej w pamięć, głównie przez brak wyrazistych bohaterów. Takie już widać moje szczęscie, nie mogę trafić na kryminały/thrillery, które jakoś wyróżniłyby się na tle innych...

Na Tess Gerritsen zakończę pierwszą część podsumowania sierpnia - postanowiłam podzielić je na dwie części, aby posty nie ciągnęły się w nieskończoność i nie zmęczyły Szanownych Czytelników. Zapraszam wkrótce na część drugą, a w niej - ciąg dalszy przygód z kryminałami oraz bliskie spotkania  z powieścią historyczną.

4 komentarze:

  1. Odniosę się tylko do kryminałów - Tess G. pisze łatwo i przyjemnie, i to tyle - fakt. Jej dawne książki są lepsze, te ostatnie to lekka żenada i wszystko to samo, więc i tak trafiłaś na te bardziej wciągające (chyba) ;)
    Ja kryminały czytuję jedynie, i to też tylko te, które się czymś odróżnią od nieprzebranej rzeszy pozostałych, więc wielkiej wiedzy może nie mam, ale dość wyrazistą jest moim zdaniem sławna seria Millenium (jednak! opisy niekiedy nużą, niemniej bohaterowie jak na kryminał są na poziomie) i niektóre kryminały duetu Douglas Preston & Lincoln Child (nie mylić z Lee Child'em), a najbardziej i szczerze polecam trylogię: Siarka-Taniec śmierci-Księga umarłych. Gdyby się spodobało, w serii jest dużo więcej, ale to już dla miłośników jako uzupełnienie tych tu historii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Millenium jest już na liście do przeczytania, z nadzieją że może wreszcie tam konkretni bohaterowie będa :) Na razie penetruję też nasze polskie kryminalne podwórko.

      Usuń
  2. Gerritsen mi ostatnio kolega z pracy polecał, ale chyba dam sobie spokój :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak cię znam to nie przypuszczam, żeby Gerritsen Ci się spodobała:)

      Usuń