O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

wtorek, 2 kwietnia 2013

... albowiem słowa jego oplotą cię i śmiać się będziesz, i radować, i dnia od nocy nie odróżnisz ani życia od śmierci....

Powyższe słowa to cytat z "Achai' Andrzeja Ziemiańskiego, ale spokojnie, owe dzieło - a właściwie jego malutki, tyci fragmencik - posłuży mi jedynie jako motyw przewodni (wolę o tym wspomnieć na początku, bo wiem jakim 'uznaniem' cieszy się 'Achaja' w pewnych kręgach). Długo się zastanawiałam, czy w ogóle pisać ten tekst. Mogę się narazić na śmieszność, bo temat będzie wymagał użycia słów wzniosło-podniosłych i patetycznych, a takie słowa są niebezpieczne i zdradliwe. Łatwo z nimi o przesadę, grafomanię oraz inne zbrodnie, jakie można popełnić na tekście pisanym. Ale podejmę wyzwanie - po pierwsze dlatego, że uczucie bycia grafomanką towarzyszy mi dosyć często, więc co mam do stracenia? Po drugie, czuję się niejako zmuszona przez książkę, którą aktualnie czytam. Obawiam się, że jeśli nie poświęcę jej chociaż kilku zdań, to nigdy mi tego nie wybaczy, obrazi się i zamknie przede mną całe swoje piękno (uwaga, pierwsze słowo wzniosło-podniosłe).

Powyższy, wyrwany z kontekstu cytat z 'Achai' w rzeczywistości jest o czymś innym, niż był i jest dla mnie. Kiedyś interpretowałam go sobie na własny użytek jako słowa o totalnej, obezwładniającej miłości. Jednak im jestem starsza, tym coraz bardziej wątpię, że taka miłość może mieć miejsce - ewentualnie mogę uwierzyć w bliski psychozie stan ciężkiego zakochania, który z człowiek robi ślepego i głuchego idiotę. No nie, nie odniosę takiego cytatu do czegoś tak absurdalnego i bezsensownego. Poszukam sobie innego związku. I tak rozpoczęłam poszukiwanie sensu tam, gdzie go nie ma - nie widząc, że rozwiązanie mam tuż pod nosem, niczym w tolkienowskim "Powiedz przyjacielu i wejdź". W końcu mnie olśniło, cytat zapętlił się sam wokół siebie, a kluczem okazało się zaledwie pięć liter: s ł o w a.

O tym, ze uwielbiam czytać wspominać już nie muszę. Ale o tym, że jestem maniaczką słów, fetyszystką zdań, nienasyconą nimfomanką, która za cel obrała sobie wyrwane z kontekstu - takie jak ten z 'Achai' - cytaty wie mało kto. Uwielbiam wiele książek - ze względu na fabułę, sposób kreowania postaci, styl literacki ogólnie pojęty. Ale maniactwo słów to już inna kategoria. Wyobraźmy sobie sytuację - czytamy książkę, dobrą a nawet i przeciętną i nagle trafiamy na słowa. TE słowa. Pojedyncze zdanie, kilka zdań, albo dłuższy fragment. Skąd wiadomo, że to TE słowa? Ano bywa różnie - u mnie najczęściej tak, że dech mi zapiera i zapominam oddychać. Wszystko zamiera, istnieję tylko ja i TE słowa. Potem świat zaczyna znów istnieć ale istnieje zupełnie inaczej. Jak już oprzytomnieję, gorączkowo poszukuję czegoś, czym mogę ten fragment oznaczyć, aby potem łatwo go znaleźć i dołączyć do mojej prywatnej kolekcji. A potem do kolekcji wracam wciąż i wciąż...Brzmi znajomo? Witam w gronie 'maniaków słów'. Nie macie pojęcia o czym pisze? Może to wciąż przed wami....

Wszystko zaczęło się dawno dawno temu. W stanie ciężkiej depresji trafiłam przypadkiem na fragmenty dzienników Sylvii Plath, a konkretnie : Boże, czy to już wszystko, co jest? mam tak zawsze lecieć korytarzem śmiechu i łez, obijając się o ściany? Uwielbienia i nienawiści do siebie? Chwały i obrzydzenia? 
I mnie powaliło. Kilka następnych tygodni spędziłam na lekturze Dzienników, jako całości, ale też jako niewyczerpanego źródła cytatów, które wtedy postawiły mnie na nogi - i stawiają nadal. To był początek mnie jako kolekcjonerki słów - bo ja jestem zakochana w słowach, dbam o nie, staram się na nie uważać i być dla nich miła. 

Na TAKIE słowa można trafić właściwie w każdej książce i nie tylko. Pożyczam je też z tekstów piosenek, filmów. Jest jednak kilku autorów, którzy nieustannie wspierają mnie w poszukiwaniach - Sylvia Plath, oczywiście, Anais Nin, Andrzej Sapkowski, Edward Stachura, Sarah Kane, Milan Kundera, Halina Poświatowska, Anna Janko. Ich książki, o ile należą do mojego księgozbioru (no tak, zapomniałam...oczywiście, że należą) zazwyczaj wyglądają tak samo - wyeksploatowane do granic możliwości, z tysiącami podkreśleń, zaznaczeń i wykrzykników na marginesach. Książki, których nawet nie warto zaczynać bez ołówka pod ręką. Jeżeli rację miał Carlos Maria Dominquez pisząc w swoim "Domu z papieru". Ja się pieprzę z każdą książką, a jeżeli nie zostawiam na niej śladu, to znaczy, że nie mam orgazmu, to książki wspomnianych autorów dostarczają mi wielokrotnych orgazmów nie z tej ziemi.

A teraz przyszedł czas na gwiazdę wieczoru - proszę państwa, przed Wami Fernando Pessoa i "Księga niepokoju". Długo - ponad dwa lata - czekała na swoją kolej aż w końcu została zdjęta z półki, właściwie przez przypadek. Już po trzech stronach czytałam ją na kolanach, w osłupieniu niemalże katatonicznym. Czasami mówimy "Chciałbym być autorem takiej a takiej książki". Nie, ja nie chciałabym być autorem "Księgi niepokoju" - ja chcę BYĆ "Księgą niepokoju". Słowa, które wyszły spod pióra pana Pessoa wgryzły, wkręciły się w mój mózg, oplotły mnie, uwiodły i zniewoliły (już wiadomo, dlaczego cytat z 'Achai'?).  Dostały się do krwioobiegu, dotarły do każdej komórki nerwowej. To już nie był wielokrotny orgazm - to końcowe stadium ekstazy...(Ha! Mówiłam, że będzie patetycznie - wybaczcie, inaczej się nie dało).

Wyszła mi chyba jakaś totalna abstrakcja. Czuje się usprawiedliwiona, bo poruszyłam w gruncie rzeczy temat uczuć, a te niełatwo jest opisać. Kiedyś wspominałam tu o intelektualnym i emocjonalnym odbiorze literatury. Zatem zjawisko, o którym dzisiaj piszę, to najwyższa forma reakcji emocjonalnej na słowa. Reakcji może rzeczywiście dosyć skrajnej ale dotyczącej tylko tych najważniejszych "nieprzypadkowych ciągów liter". Zwolennik intelektualnego podejścia do literatury może uznać podejście emocjonalne za poważne wykroczenie. No cóż, w takim razie ja własnie popełniłam morderstwo - w afekcie, oczywiście.




13 komentarzy:

  1. Kaś, czy ja już Ci mówiłam że uwielbiam to co piszesz i to jak piszesz?! Twoje teksty są genialne! Co do zbierania cytatów - mam tak samo, często czytam jakąś książkę i nagle... STOP! jakbym dostała obuchem w łeb, nie widzę, nie słyszę, dosłownie przez chwilę nie ma mnie na ziemi. To słowa które na długo pozostają mi w pamięci i które muszę, po prostu MUSZĘ gdzieś zapisać. I tak jak Ty do swoich złotych myśli, tak i ja wracam do swoich, tyle że nie zaznaczam ich w książkach, bo dla mnie to nieomal świętokradztwo :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam podobnie, ale w dużo mniejszym stopniu. Często trafiam na jakieś słowa które przykują moją uwagę, wręcz przygwożdżą, ale niestety! zazwyczaj nie mam gdzie ich zapisać, a poza tym ciągnie mnie do czytania dalej. A mazania po książkach nie toleruję (mówię o sobie).
    Kiedyś tak ołówkiem zaznaczałam i karteczkami - moja Nieznośna lekkość bytu wygląda jak choinka na BN :P - ale jednak ta tendencja się nie utrzymała. Być może dlatego, że do mnie przede wszystkim przemawiają obrazy. Mi dech w piersi zapiera cudowna scena, taka, że natychmiast widzę ją w głowie. Taka, którą zawsze sobie notuje jako "do narysowania". Dlatego np. tak bardzo kocham Nabokova. Bo on pisze obrazami.

    Teraz doszłam do wniosku, że chyba właśnie to nieświadomie kieruje moim gustem literackim. Że dla mnie przede wszystkim to musi być Obraz.


    Wow, Cat, dzięki Tobie się czegoś nauczyłam o sobie :D Oemdżi, teraz będę to przeżywać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Słowa jak najbardziej, trafiają, a bywa, że i zabijają na miejscu, tylko po to, by za chwilę wstać i dziwić się - że jak to, mnie tak zabić?! Ale jak... I ciągle czasami nie mogę wyjść z podziwu, jak ktoś to ładnie i trafnie ujął, coś co było przecież w MOJEJ głowie, a jednak pasuje jak ulał.
    Choć podobnie do Kota mazania (jak-i czymkolwiek) po książkach nie toleruję. Przepisuję fragmenty do specjalnego "zeszyciku" lub/i zaznaczam kolorowymi naklejko-zaznacznikami, nie wiem jak się oficjalnie nazywają, ale to jeden z moich ulubionych gadżetów ever :D

    No i obrazy - to, że sobie każdy wyobraża słowo czytane nowością pewnie nie jest. Ale czasem scena czy obraz są tak piekielnie dobre (albo tylko w mojej głowie), że aż żal nie narysować. Szkoda tylko, że większość nadal w tej głowie tkwi, bo ręka niedomaga i nie nadążą za mózgiem a profanacji się nie robi.

    I chyba dlatego dla mnie emocjonalne to to samo co intelektualne podejście do książki. Rozróżniam, tylko po co, jak i tak kończę zmasakrowana. A to takie miłe :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najpierw przepisywałam do zeszytu, potem 'kolekcjonowałam' na zupie, aż w końcu założyłam sobie bloga, co jest o tyle wygodne, że mogę sobie wyszukiwać cytaty w/g autorów.

      Usuń
  5. Aaa, proszę mnie nie linczować za pisanie ołówkiem po książkach :) Post-itów też używam. Ale szczerze mówiąc, wolę używać ołówka, zaznaczam sobie nim delikatnie, żeby w razie potrzeby wygumkowac. Ale jak pozaznaczam sobie ołówkiem to książka staje się taka bardziej "moja". Z tego powodu np niechętnie pozyczam Dzienniki Sylvii Plath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli o mnie chodzi, to jestem tak daleko od linczowania jak tylko się da :P zaznaczyłam, że w kwestii "mazania" po książkach to nie toleruję tego tylko u siebie. Znaczy - po prostu mnie to nie pociąga.
      Nie przeszkadza mi to u innych, byle mi nie mazali moich książek. I trochę nieswojo się czyta taką książkę, ja czuję wtedy, że wchodzę komuś z butami w życie intymne.

      Usuń
    2. Podobnież. Wyznaję zasadę - po mojej książce mazać or whatever ani mi się waż! ale ze swoją rób co chcesz. Choć wkurza mnie np bazgrolenie po bibliotecznych, tak jakby były niczyje tzn że można jak ze swoimi.

      Usuń
    3. O Boże, mazanie po książkach z biblioteki...Jeszcze pół biedy ołówkiem, można zetrzeć, ale markerem??? Zawsze jak trafię na taką książkę, to mam ochotę iść do biblioteki, zażądać adresów wszystkich ją wypozyczających, znaleźć tego, co ją zhańbił i markerem napisać mu na czole "Gwłaciciel".
      A kiedyś trafiłam w BUW-ie na ksiązkę Kępińskiego, gdzie przy zdaniu "Kochać i być kochaną to być może największe powołanie kobiety" ktoś dopisał "WCALE NIE!!!". No to ja chciałam dopisać "A co mnie obchodzi twoje zdanie mażąca po cudzych książkach kretynko???".

      A pisanie po książkach rzeczywiście sprawia, że książka jest taka bardziej "prywatna" i jakos tak opornie się ją pożycza...

      Usuń
  6. Nic dodać nic ująć. Ładnie ubrane myśli w słowa.:)
    W czasie jazdy autobusem, jak trafię na TE słowa, a koniecznie chcę czytać książkę dalej, to zginam róg strony, by później tam trafić, i sobie zabrać słowa poza książkę. Ale, dopiero niedawno olśniło mnie, aby spisywać tytuły piosenek, które pojawiają się w książkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jak trafię na tytuł piosenki w książce to po prostu MUSZĘ ją potem znaleźć i przesłuchac :)

      Usuń