O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

niedziela, 31 lipca 2016

Czytelnicze Podsumowanie Miesiąca - Lipiec

No, doprawdy sama już nie wiem, jak się zmusić do regularnego pisania postów. Moje lenistwo i brak systematyczności wołają o pomstę do nieba. Może ktoś z batem powinien nade mną stać? Nie przyznam się, ile postów pisać zaczęłam, ale nie skończyłam, bo...bo tak. Ech, weź się kobieto w garść. Tyle dobrych książek nie doczekało się nawet jednego zdania na swój temat. Wstyd, wstyd, wstyd (w tym miejscu powinna się pojawić septa z "Tańca ze smokami" Martina, wraz z kultowym dzwonkiem). Aby jakoś się zmobilizować do wiekszej regularności w odkurzaniu tego miejsca z pajęczyn obmyśliłam sobie comiesięczne podsumowania przeczytanych ksiązek. Miesiąc bowiem kończy się ...co miesiąc, zawsze i nieodwołalnie i nie ma zmiłuj. Od dziś zatem - ostatni dzień miesiąca, siadam i piszę. W ten sposób żadna książka nie zostanie pominięta i zapomniana. Bez zbędnego przedłużania przedstawiam zatem Podsumowanie Lipca.

 Który zaczęłam od czegoś, co od kilku już lat robię niestety bardzo rzadko - od ponownego przeczytania książki, którą czytałam już wcześniej. Zrezygnowałam prawie zupełnie z re-readingów (wyjątek stanowią Saga o Wiedźminie, Pieśni Lodu i Ognia oraz Tolkien) mając na uwadze szalone ilości nowych książek czekających na mojej półce. Tym razem postanowiłam jednak zrobić wyjątek dla Michaela Fabera i "Szkarłatnego płatka i białego", ktorą to książkę czytałam w zamierzchłej przeszłości. Tak zamierzchłej, że niewiele pamiętałam z fabuły, jedynie ogólne wrażenie, jakie książka na mnie zrobiła - a było to wrażenie bardzo, ale to bardzo pozytywne. Postanowiłam sobie zatem "Płatek' przypomnieć i ponownie dałam się oczarować rozgrywającej się w dziewiętnastowiecznym Londynie opowieści o młodej prostytutce Sugar, która z głównej atrakcji domu publicznego przy Silver Street awansuje do roli kochanki Williama Rackhama, bogatego właściciela firmy perfumeryjnej, stając się z czasem guwernantką jego małej córeczki Sophie. Historia Sugar wciąga nas od pierwszej strony, aż do zaskakującego zakończenia, jakiego się nie spodziewałam, jednak to nie sama fabuła jest najmocniejszą stroną powieści. Tym, za co najbardziej ją cenię są kreacje bohaterów, postaci z krwi i kości, z których żadna nie jest czarno-biała. Oto Sugar - kobieta upadła, spryta, przebiegła i jak na dziewczynę z nizin społecznych, diablo inteligentna i oczytana. Jej kochanek, William Rackham - postać budząca chyba najbardziej skrajne emocje, przynajmniej moje, w moim mniemaniu antypatyczny, dwulicowy a jednocześnie budzący litość. Agnes, żona Williama - modelowy przykład 'kobiety wiktoriańskiej', ogarnięta obłędem histeryczka, której zachowanie irytuje czytelnika do granic możliwości, a zarazem nieszczęsna ofiara swoich czasów, której czytelnik współczuje. Do tego mamy ponadto wierny, naturalistyczny obraz Londynu epoki wiktoriańskiej i język, idealnie pasujący do opowiadanej historii - piękny i bogaty a jednocześnie wulgarny i brutalny. To wszystko składa się na naprawdę rewelacyjną powieść, która zachwyca i zmusza do refleksji i którą gorąco polecam.

 Czego nie mogę niestety powiedzieć o mojej kolejnej lipcowej lekturze..."Zanim sie pojawiłeś" Jojo Moyes atakowała mnie ze wszystkich stron, z blogów, portali o literaturze, z facebooka a jakby mało tego było, to jeszcze z plakatów reklamujących ekranizację. Wszyscy czytają, wszyscy się wzruszają, wszyscy zachwycają...a że ja miałam ochotę na coś z literatury obyczajowej, postanowiłam dołączyć do rzeszy czytelników Moyes. Już w połowie czytania zastanawiałam się, czy to ze mna jest coś nie tak, czy z książką. Czy to ja stałam się taka mało wrażliwa, czy to książka, mimo tych wszystkich ochów i achów, wcale nie jest taka rewelacyjna? Nietety, 'Zanim się pojawiłeś' nie poruszyła mnie, nie wywołała fontanny łez, nie zmusiła do refleksji. Pomysł na książkę bardzo dobry - młoda dziewczyna, która właśnie straciła pracę zostaje opiekunką młodego mężczyzny, dotkniętego paraliżem czterokończynowym. Autorka porusza do tego kilka istotnych problemów - przede wszystkim kwestię eutanazji, ale też poszukiwania siebie i celu w życiu, kształtowania swojego losu. Jednak sposób, w jaki Moyes zrealizowała swój pomysł na książkę nie powala na kolana. Moim zdaniem, nie udźwignęła zadania, jakie przed sobą postawiła. Język powieści nie zachwyca a w stylu pisania autorki nie ma nic przykuwającego uwagę. Bohaterowie nie zapadają w pamięć, pomimo ewidentnych prób przekonania czytelnika, że są oryginalni i wyjątkowi. Brak scen chwytających za serce, jakich spodziewałam się po takim wyciskaczu łez. Poniekąd rozumiem zachwyty nad 'Zanim się pojawiłeś', bo sama historia ma potencjał, dla mnie to jednak stanowczo za mało. Bardzo przykre rozczarowanie, bo mimo, że ogólnoświatowe uwielbienie dla książek nigdy nie jest dla mnie czymś zachęcającym, do tej byłam wyjątkowo pozytywnie nastawiona.

 Wpadka z "Zanim się pojawiłeś' mogła skutecznie zniechęcić mnie do czytania uwielbianych przez wszystkich bestsellerów. Zaraz po niej sięgnęłam jednak po "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins i...przepadłam. Jako ciekawostkę powiem, że do tej pory nie tylko nie czytałam 'Igrzysk', ale też nie oglądałam ekranizacji. Co więcej - nie miałam nawet pojęcia, o czym trylogia Collins jest, ponieważ jeśli jakieś spojlery do mnie docierały, mój mózg ich nie rejestrował. Tak więc, po 7 latach od pierwszego wydania zabrałam się za czytanie 'Igrzysk' w totalnej niewiedzy tego, czego mogę się spodziewać. Książka wciągnęła mnie niesamowicie, przeczytałam wszystkie trzy tomy właściwie za jednym zamachem i miałam z lektury taką radość, jakiej przy czytaniu naprawdę już dawno nie miałam. To było niczym w czasach pierwszego czytania Harry'ego Pottera, gdy czytało się kilkanaście godzin z wypiekami na twarzy, lecąc przez ksiązkę na łeb, na szyję. "Radość' może nie jest tu najwłaściwszym słowem, ponieważ 'Igrzyska' nie są wcale książką lekką, łatwą i przyjemną, raczej dość mroczną, ponurą i miejscami autentycznie smutną. Mnie w każdym razie kilka scen wzruszyło naprawdę mocno. Teoretycznie trylogia zaliczana jest do literatury młodzieżowej, ale absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby sięgał po nią i czytelnik starszy. Nie jest to oczywiście literatura wybitna, ale sprawdzi się idealnie, jeśli szukacie historii wciągającej, a przy tym niegłupiej, sprawnie napisanej i zapadającej w pamięć.

Mocno mieszane uczucia mam wobec "Osobliwych i cudownych przypadków Avy Lavender" Leslye Walton. To kolejny tegoroczny bestseller, na temat którego zachwyty docierają do mnie z różnych stron. Ja również jestem zachwycona...ale nie do końca. Ava Lavender urodziła się ze skrzydłami, choć nie jest ani aniołem, ani ptakiem. Skrzydła nie są dla niej darem, a z czasem stają się przekleństwem. Ava posiada dość liczną rodzinę, której losy stanowią znaczącą część książki - i jest to moim zdaniem jej zasadniczy mankament. Za mało jest w "Przypadkach Avy Lavender" samej Avy, zwłaszcza, że historia rodziny Roux czytelnikom, którzy znają "Czekoladę" Joanne Harris wydać się może mało oryginalna. Gdyby autorka więcej miejsca poświęciła Avie, książka byłaby o wiele lepsza. Zwłaszcza, że napisana jest naprawdę przepięknym językiem, pełna zdań, które zapadają w pamięć. Idealnie wymierzone są proporcje między tym co realne, a tym, co magiczne. No i scena, która stanowi moment kulminacyjny powieści...dosłownie wbiła mnie w ziemię. Dwie strony, które zaparły mi dech; przeczytałam je już kilka razy, tak ogromne zrobiły na mnie wrażenie...Pomimo pewnej wtórności i nieco nużących i dłużacych się fragmentów, "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" polecam wielbicielom realizmu magicznego i marzycielom lubiącym baśniowe klimaty.

I wreszcie na koniec książka, którą polecam bez żadnego 'ale' - "Sekretne życie pszczół" Sue Monk Kidd. Tutaj już nie będzie narzekania, jedynie same zachwyty. Urzekła mnie i zachwyciła historia czternastoletniej Lily, która ucieka od okrutnego ojca i znajduje bezpieczne schronienie w domu August, June i May - trzech czarnoskórych sióstr. To naprawdę piękna opowieść o samotności, głodzie miłości i cierpieniu. O tym jak ważne jest wybaczanie i zaufanie. O kobiecej przyjaźni i sile z niej płynącej (a to wszak jeden z moich ulubionych tematów w literaturze). O rasizmie i nietolerancji. Autorka  podejmuje naprawdę wiele ważnych tematów i pisze o nich bez sztuczności, ckliwości i nadmiernego patosu. Wzrusza, nie grając w tani sposób na emocjach czytelników.  Mądra, ciepła książka. Zdecydowanie najlepsza z przeczytanych w tym miesiącu.

Podsumowując: lipiec to siedem przeczytanych książek - liczyłam na więcej, ale nie jest źle. Tylko jedno rozczarowanie - ale za to największe dotychczas w tym roku. Odkryłam wreszcie 'Igrzyska śmierci' i postanowiłam przy okazji sięgać od czasu do czasu po literaturę młodzieżową - mam już upatrzonych kilka tytułów. W lipcu zaczęłam też odwiedzać blogi i vlogi o książkach, co do tej pory robiłam sporadycznie; teraz zaczytuję się i eee...'zaoglądowywuję' w recenzjach. Książek na liście do przeczytania przybywa więc w postępie geometrycznym. Mogę zatem uznać lipiec za miesiąc udany dla mnie jako czytelnika. Oby sierpień był jeszcze lepszy.

4 komentarze:

  1. Faber jest następny w kolejce do przeczytania u mnie, bez dwóch zdań! Tylko mnie zachęciłaś :)

    "Zanim..." raczej nie ruszę, a szkoda bo z tego co piszesz, historia faktycznie ma potencjał. Może film jest lepszy?

    Nad Igrzyskami zastanawiam się od kilku lat. Przypadek Czerwonej Królowej (no a przecież jakoś mocno mnie nie wciągnęła) uświadomił mi, że literaturą YA nie ma co pogardzać bez poznania choćby kilku jej książek :)

    O nieee, teraz nie wiem czy zabierać się za Avę czy nie? Zachęciłaś mnie, ale boję się trochę, skoro zauważyłaś w niej mankamenty. Swoją drogą w ogóle o tej książce nie słyszałam :P

    Dobrze jest Ciebie znać (tak ogólnie no, sama wiesz, ale że to blog o książkach to no...) pod kątem książkowym - człowiek się doedukuje co do nowości, bestsellerów ale i tych mniej znanych ale wartościowych rzeczy. No i się świetnie dyskutuje o literaturze, powinnaś założyć klub książkowy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klub ksiązkowy juz mamy, ekskluzywny dwuosobowy :D

      Przymierzam się do obejrzenia 'Zanim się pojawiłeś' bo coś czuję, że dobry reżyser mógł z tej historii wycisnąć więcej niż Jojo Moyes.

      'Igrzyska' polecam bardzo bardzo :)Niby dla młodzieży, bohaterowie też młodzież, ale wcale to nie przeszkadza w czytaniu, jak się jest w wieku średnim :P

      A z Avą to ja sama nie wiem, czy się zachwycać czy nie. Jeśli nie czytałaś "Czekolady', możesz próbować.

      I pięknie dziękuję za komentarz najwierniejszemu czytelnikowi :)

      Usuń
  2. Bardzo imponujący wynik. Ja również w tym miesiącu przeczytałam 7 książek. Jedna rada. Staraj się dodać jakieś zdjęcia przeczytanych książek czy coś, a post będzie miał większy potencjał! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za radę, nastepnym razem postaram się dodać i zdjęcia :)

      7 książek to dużo, ale liczyłam że uda się więcej...

      Usuń