O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

czwartek, 24 marca 2011

O korzyściach płynących z jazdy metrem...

Naturalnie, poza tymi dość oczywistymi typu - 'można do pracy dojechać'.

Metro to idealne, wymarzone miejsce do czytania książek.  Wsiadasz, siadasz, czytasz. Jakoś rzadziej trafiają się starsze panie sapiące z oburzeniem, bo się ich w porę nie dostrzegło a pan Ksawery dba o to, żeby się nie zagapić i wysiąść tam, gdzie trzeba (parę razy mu się jednak nie udało w moim przypadku; ostatnio zawiniła "Gra o Ferrin' Katarzyny Michalak). W metrze hałas absolutnie nie przeszkadza mi w czytaniu; w innych miejscach - bardzo. Fenomen jakowyś :) Ba, nawet nauka w czasach kiedy byłam jeszcze pilnym studentem lepiej wchodziła mi do głowy w metrze niż gdziekolwiek indziej...

Jak już człowiek rozsiądzie się w metrze z książką, to świata poza nią nie widzi. A warto mu się czasem przyjrzeć, oj warto. A konkretnie - książkom, które ów świat w dłoniach dzierży. Albowiem czytanie w metrze to diabelnie popularna rozrywka. Niby się wciąż powtarza, że Polacy książek nie czytają, a tymczasem zdarza mi się podróżować w towarzystwie, gdzie czyta nawet i połowa (tak, liczę ludzi w wagonie oraz jaki procent z nich ma w ręku książkę...). A jeżeli jakiś człek czytający siedzi obok mnie tudzież naprzeciwko - to nie ma bata, MUSZĘ podejrzeć, cóż on takiego czyta. Rzut oka na okładkę, dyskretne sprawdzenie tytułu -niekiedy trzeba się nagimnastykować. Czasem ta okładka albo tytuł zapadają w pamięć, intrygują na tyle, że sięga się po daną książkę - i odkrywa coś ciekawego. Ja w ten sposób trafiłam na "Stróża obłąkanych" Piotra Pietuchy, na Ericę Jong, ostatnio zaś z zapałem przez ramię sąsiadki czytałam...podręcznik anestezjologii. Napisany na tyle przejrzyście i zrozumiale, że - na fali fascynacji medycyną - chyba się w niego zaopatrzę...


Może to tak trochę nieładnie zerkać komuś przez ramię, ale sama niejednokrotnie bywałam 'celem obserwacji'. Więc czuję się usprawiedliwiona :) Nigdy nie zapomnę, chłopaka który siedząc obok czytał mi przez ramię "Owoc żywota twego" Ewy Ostrowskiej. Dosyć to specyficzna książka, obok fragmentów modlitw mocne przekleństwa. Współpasażer - jak zdołałam zaobserwować kątem oka - dość się zbulwersował tym, co przeczytał, a próbując dociec jaki tytuł nosi owe bluźniercze dzieło niemalże położył się na podłodze...


Eksponowanie niektórych książek w środkach komunikacji miejskiej grozi nieuchronnym przyciągnięciem uwagi otoczenia. Nie wszyscy to wszak lubią, trzeba zatem uważać, jaką pozycją zasilamy swój ekwipunek przed wyjściem z domu. Z pewnych źródeł wiadomo mi, że np. publiczne czytanie liczącego sobie ponad tysiąc stron 'Lodu' Jacka Dukaja zdecydowanie zwraca uwagę (nie wiem, nie sprawdzałam; 'Lód' nie mieści mi się do torebki). Ostatni pewna znajoma mi osoba zrezygnowała z czytania w metrze "Dziecka Rosemary' bojąc się, że ilustracje o 'lekkim zabarwieniu erotycznym' również przyciągną niezdrowe zainteresowanie współpasażerów. Mnie szczerze mówiąc, wszystko jedno, czy ktoś się na mnie gapi czy nie. A że lubię realizować czasem dziwne pomysły, niewykluczone, że wkrótce sprawdzę jakie reakcje budzi widok '120 Dni Sodomy'...

4 komentarze:

  1. Szczęście dla tych, którzy mają dłuższą jazdę metrem (a nie jeden lub dwie stacje w zmiażdżeniu - ostatnio mi rękę tak zgnietli, że potem jeszcze długo mnie bolała) i którzy mogą w ogóle siedzieć :P
    Chociaż ja mogłabym to przypisać do jazdy... autobusem, ewentualnie kolejką...
    W metrze to tylko ogarniam wzrokiem co inni czytają.
    Pozdrawiam :)
    /inside.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, już można :)

    Nigdy nie jechałam metrem, ale w tramwajach lub autobusach zawsze czytam coś w stylu: Geometria różniczkowa, Rachunek całkowy... To wywołuje ciekawe reakcje, ale niekoniecznie ktoś chce mi czytać przez ramię. Ja innym czytam - zwykle Metro, czy coś z informacjami, zdarza się jakaś książka, z której pod nosem się śmieję, ale jeszcze żadna mnie nie zainteresowała. Takie specjalistyczne (do nauki biologii, historii, ble), sprawiają, że czuję podziw dla osobnika z książką i nie mam odwagi bezczelnie się gapić ;) Raz w pociągu też się nieźle musiałam nagimnastykować, by dojrzeć tytuł jakiegoś kryminału, było mi strasznie wstyd xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Metro dobre na wszystko - na chandrę, na bezsenność, na zmęczenie i na brak czasu na naukę oraz czytanie :D
    Ja się przyznam - czytałam Lód w metrze, czytałam tam również i Króla Bólu. Myślę, że ludzie tylko patrzyli na mnie z politowaniem, że tacham ze sobą taką cegłę xP
    Dużą frajdę też sprawia znalezienie osoby, która czyta tę książkę, którą ja już przeczytałam. A już szczyt szczęścia - jak ktoś czyta Dukaja albo Sapka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ...więc przyznam, żem bezczelna okrutnie, bo o ile również MUSZĘ podejrzeć o ktoś czyta w środkach komunikacji miejskiej czy na ławce w parku, o tyle sama książki zawsze obkładam i jak mam jakaś włożyć na podróż czy na wyjście do torebki, bez obłożenia w gazetę - umarł w butach! Owo obkładanie ma zaś służyć, oczywiście, ochronie książki ale - przyznam w całej mojej podłości - również zapobiegać podglądaniu przez innych. I tu jestem wredna, jak widzę, że ktoś czyta mi przez ramię, książkę ustawiam tak, bym widziała tylko ja lub w ogóle zamykam. Aso! ;]

    I podzielam frajdę Cal - jak widzę, że ktoś czyta coś fajnego, coś "mojego", w środku krzyczę "taaakkk, htsz! no dalej, czytaj, c'mon! yeah...lllubisz to suko, llllubiszzz!!!! :D "...na zewnątrz oczywiście co najwyżej przelotny na pozór nic nie znaczący uśmiech ;P

    Ostatnio do tramwaju wsiadł i usiadł "pode mną" stojąca pan z "Krwiopijcami" Moore'a w łapie i zaczął czytać...a że czcionka duża, to i ja mu przez ramię i tylko w myślach "no dalejjjj, jeszcze jeden rozdział, dalej robi się fajnie, no już, tam jest dobra scena!! czytaj, meeen!" :D


    /oct

    OdpowiedzUsuń