O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

środa, 6 kwietnia 2011

Dobry zwyczaj, (nie) pożyczaj

Pożyczać czy nie pożyczać - książki oczywiście - pytanie bardziej fundamentalne od 'być albo nie być'. Przez 20 lat kariery czytelniczej nie znalazłam na nie zadowalającej odpowiedzi. Jak jeszcze byłam dzieckiem, mama wbijała mi do głowy, że "absolutnie nie". Miała ku temu solidne podstawy, jako że wiele jej książek dzięki pożyczaniu zaginęło. Niemało się też natrudziła, żeby choć część odzyskać. Przez całe dzieciństwo straszyła mnie opowieściami, jak to znajome pożyczały jej ukochane książki, a potem przestawały ją poznawać na ulicy, bo mama skutecznie upominała się o swoją własność, która wtedy już często-gęsto przebywała niewiadomo gdzie. Kilka osób się obraziło, kiedy im przypominała, że "może by tak oddać...", ale trudno - dla mamy książki świętością są. Nauczona przykrym doświadczeniem dziecko swoje - czyli mnie - przestrzec chciała przed podobnymi niespodziankami losu. Ale dziecko okazało się wyjątkowo niepokorne i już w podstawówce z zapałem pożyczało, co się dało. Na szczęście los był dla mnie łaskawszy i przez długi czas mogłam korzystać z tej przyjemności. Bo dla mnie pożyczanie książek to niesamowita radość. Jakoś tak już mam, że lubię się dzielić tym co mam, a jeżeli potem mogę liczyć na wymianę opinii o książce - to już w ogóle siódme niebo. Przyznaję, że czasami wręcz terroryzuję ludzi i wciskam im swoje książki wręcz na siłę - wybaczcie...


Jak już powszechnie wiadomo - życie to jednak nie bajka, więc i u mnie zaczęły się problemy z pożyczaniem. Teoretycznie, mieć ich nie powinnam, bo pożyczam tylko osobom sprawdzonym, ale jak widać - nawet to nie chroni przed odejściem książki w siną dal. Co jakiś czas urządzam akcję "Oddawać moje książki!" - dzwonię, piszę, smsuję. W kilku przypadkach musiałam się jednak pogodzić z nieodwołalną stratą. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy na 3 roku studiów, aby 'puścić w obieg' 'Ocalić Ofelię' Mary Pipher, moją Biblię, Koran, Talmud i co tam jeszcze, książkę którą znam już chyba na pamięć i która zdecydowała o wyborze kierunku studiów (a że wybór był zły to już inna sprawa). No i Ofelia radośnie nadal gdzieś puszcza się w obiegu a ja po prostu kupiłam sobie na Allegro drugi egzemplarz. Sytuacja co najmniej dziwna.
W najbliższych dniach planuję ponadto wyprawę do antykwariatu w celu nabycia "Miecza przeznaczenia" Sapkowskiego. Też go niefrasobliwie dość wysłałam w świat. No i tego....niech mu ziemia lekką będzie, oby tylko się komuś źle nie kojarzył.

I tak dalej i tak dalej...Na rozpatrzenie wniosku o ponowny zakup czekają "Nieśmiałość" Zimbardo (to sobie raczej daruję, chyba już nie jest mi potrzebna), "Umysł ponad nastrojem" (to akurat jest książka, którą zdecydowanie muszę mieć na półce), "Schizofrenia" Kępińskiego (pożyczyłam, zanim sama przeczytałam...szczyt wszystkiego), "Psychologia miłości"....

No i przez to wszystko nabawiłam się traumy. Fobii pożyczalskiej. Naprawdę, nigdy nie wiadomo, czy znienacka pożyczająca osoba nie odejdzie sobie z naszego życia w siną dal - razem z książką. Nie lubię, kiedy ludzie odchodzą, znikają. Podwójnie nie lubię, kiedy znikają książki....

Szanowny Czytający Człowieku, jeśli powyższy tekst wywołał u ciebie psychiczny dyskomfort, prawdopodobnie oznacza to, że na regale Twym zalegają pożyczone od kogoś książki. Zrób z nimi, co słuszne i stosowne ;]

4 komentarze:

  1. U mnie zaginęło również tak parę książek, ale - jak jeszcze się interesowałam mangą, to pożyczyłam prawie cały swój zapas i... tyle go widziałam. A teraz się trzęsę jak kura nad jajkiem przy prawie każdej pożyczanej książce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest człowiek miły - i wtedy to kurde dostaje. Nie ma na chleb, gdy inni powinni mu oddać grubą kasę, którą dał gdy płakali, że "za ten rachunek ktoś ich zabije". Kupuje drugi szalik, bo ten ulubiony, na który zbierał - pożycza koleżance bo jej pasuje do bluzki. Koleżanka jedzie w nim do domu i potem notorycznie zapomina. Traci najważniejszą książkę z branży (i najdroższą) bo kolega poprosił o nią na chwilę - kolejne dwa lata chodzi z kserem. Ksero bierze na chwilę inny kolega, który wyprowadzając się zgarnia wszystkie książki i ksera z półki... odzyskanie na dzień dzisiejszy jest co najmniej wątpliwe.

    Nie. Nie. I nie. Nigdy więcej. Niech będzie, że jestem chamem bez serca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wywołał psychiczny dyskomfort, ale nie dlatego, że jakieś Twoje książki przetrzymuję, ale za ogólny fakt, że mam pożyczoną książkę :P

    Czytam, czytam i mi się podoba. Ciężko się oderwać ;)

    Co do pożyczania, w sumie to ostatnio jedynie matce pożyczam książki... ja je nakupuję po składach tanich książek, przeczytam a potem ona czytuje :P

    Nadal mam ochotę pójść do jakiegoś antykwariatu...

    Kiedyś ciotce pożyczyłam film, który bardzo lubiłam oglądać... już go z powrotem nie dostałam, mimo wszelkich upomnień a nawet przeszukania przeze mnie półki z płytami... Ciężko to przeżyłam i mam w pamięci do dnia dzisiejszego...
    Tak samo jak kiedyś pożyczyłam komuś kasę, w sumie to już ciut większa kwota się uzbierała, tyle obiecanek co do zwrotu - to nigdy nie usłyszałam, w efekcie końcowym nasze drogi się rozeszły, a kasy nie dostałam... To też co pamiętam...
    Po tych traumatycznych zdarzeniach, się zrobiłam asertywna w pożyczaniu, zwłaszcza pieniędzy.

    /Inside.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też miałam podobną sytuację. Pożyczyłam kiedyś koleżance Harrego Pottera...stan w którym książka została oddana pozostawia bardzo wiele do życzenia ;/ Dlatego właśnie od tamtej pory nie pożyczam książek, chyba że są to osoby sprawdzone które lubię i którym ufam i wiem że szanują książki a nie dotykają je brudnymi łapami. Dla mnie książka to świętość i jak sobie pomyślę że mogłabym je stracić to aż dostaje dreszczy :P

    OdpowiedzUsuń