O książkach myśli różne - opinie, recenzje, rankingi czytelnicze, przemyślenia i refleksje

wtorek, 23 sierpnia 2011

"Czuciem się kieruj w mroku, nie rozumem"...a może jednak nie?

Dzisiejszy mój pisemny twór zainspirowany został przez dyskusję, która się dawno dawno temu toczyła na portalu grono.net ( możecie nie pamiętać, bo to tylko takie emeryty jak ja z tego korzystały, zanim powstał Facebook :). Dość ogólna rozmowa na temat "Szklanego Klosza" Sylvii Plath przerodziła się w wymianę zdań , najprościej mówiąc, o tym "jak należy czytać książki". Dla rozjaśnienia w główkach Szanownych Czytelników ( jeżeli tu takowi są ) podam parę opinii.

"Do literatury staram się podchodzić intelektualnie, nie emocjonalnie [przynajmniej w tego typu dyskusjach], więc życie zostaje poza okładkami książki."
"Intelektualnie mogę podchodzić do Mrożka, do Plath nie da się bez emocji".
"Protestuję przeciw dopisywaniu do tekstu tego, czego w nim nie ma.
Apeluję o rozgraniczenie materiału literackiego i wrażenia, jakie ten materiał pozostawia w czytelniku. Nie neguję przeżywania książki, ani ładunku emocjonalnego, jaki ona niesie, ale pozostawiam to kwestii odbioru.
Ktoś może po przeczytaniu książki stwierdzić, że jest nudna - czy to oznacza, że jest nudna? To oznacza, że tę konkretną osobę ona znudziła.
Po prostu wolę rozmawiać o samej książce, niż o tym, jakie odczucia ona budzi w poszczególnych osobach i dlaczego. Taka dyskusja wydaje mi się jałowa, sprowadzająca tekst na dalszy plan czyniąc z niego pretekst, czy też tło dla przedstawienia własnej osoby".

Tak mi ta rozmowa utkwiła w pamięci i tak mnie do tej pory dręczy, że muszę tutaj zwerbalizować swoje myśli na temat odbioru dzieła pisanego. Jako osoba, która może się poszczycić jako tako działającym, w miarę sprawnym umysłem podejść do literatury w sposób intelektualny potrafię. Jednak, poza umysłem o sprawności "co nieco ponad średnia krajowa" posiadam przede wszystkim nadaktywny układ limbiczny, a mówiąc po polsku - przebogate życie emocjonalne. Co oczywiście przekłada się na sposób, w jaki czytam. Podejście intelektualne przegrywa zazwyczaj z emocjonalnym. Bardzo mi przykro.

Wystarczy się przyjrzeć liście moich ulubionych książek. Raz - Harry Potter. No przecież logiczne, że nie dopatrzyłam się w nim wybitnej wartości artystycznej. Nie, Harry mnie śmieszy, Harry mnie pociesza, Harry mnie odrywa od rzeczywistości i dlatego czytam go w kółko. Dwa - Sapkowski. Proszę mnie zlinczować, bo walory intelektualne Sagi o Wiedźminie doceniać to może i doceniam ale i tak przede wszystkim jestem z nią związana emocjonalnie. Jak z rodziną, a w sumie to chyba nawet bliżej.... Trzy - "Poczekajka" Katarzyny Michalak. Właściwie to nie z listy "najulubieńszych", ale dobry przykład. Pewnie bym przez tę książkę nie przebrnęła, gdyby mi rozumu serce nie zagłuszyło gdzieś przy trzydziestej stronie i to na tyle skutecznie, że za jednym zamachem przeczytałam dwa kolejne tomy Słonecznej Trylogii. Do dziś na "chłopski rozum" nie wiem, czemu mnie tak "Poczekajka" wciągnęła. No i niech tam, rozum wiedzieć nie musi :)
Z książek, które uwielbiam, a których wartości pewnie w pełni nie doceniam mogę jeszcze wymienić i "Władcę Pierścieni", i "Nieznośną lekkość bytu", i "Zbrodnię i karę". I "Szklany Klosz" również. Raczej nie porozkładasz ze mną na czynniki pierwsze twórczości Sylvii Plath, za to chętnie wytłumaczę Ci, dlaczego kiedyś uważałam, że jestem jej kolejnym wcieleniem...

Żeby nie wyszło na to, że jednak jestem miękkomózgą czytelniczką, której wystarczy się poekscytować przy czytaniu nadmienię, że jest mnóstwo  książek, które bardzo mi się podobały, które cenię, które uważam za dobre, które były 'ucztą intelektualną' - tylko, że zabrakło między nami "chemii". Łatwo jest mi poznać, które to książki, bo zazwyczaj do nich nie wracam. Do tych, które 'kocham' - stale i wciąż, nawet jeśli na półce stoi milion nowych do przeczytania. W poszukiwaniu stymulacji intelektualnej wolę szukać wciąż czegoś nowego - a przyjaźnić się z książkami starymi i sprawdzonymi.

Wracając jednak do cytowanej na początku gronowej dyskusji. Przez długi czas męczyło mnie to, że podchodząc do książek przede wszystkim emocjonalnie jestem jakby pod-czytelnikiem. Gorszym, znaczy się, od tych którzy odbioru lektury nie zabarwiają uczuciowo aż tak mocno. Ale jak sobie tak pisałam ten tekst, to doszłam do wniosku, że czytam przecież dla siebie, a w jaki sposób, to już moja prywatna sprawa i mój prywatny ból:)




5 komentarzy:

  1. Cath, uwielbiam Cię czytać :)

    A co do tematu: dla mnie, jeśli książka nie oddziałuje na moje emocje w jakikolwiek sposób, jest nudą i stratą czasu. Ma mnie wciągnąć, mam ją czytać z przyjemnością, a nie brnąć przez kolejne strony z myślą: "Kiedy to się wreszcie skończy?" - a tak jest właśnie wtedy, gdy czytam "bez emocji".

    - Asik

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Asika, też Cię uwielbiam czytać!

    Ja mam podobnie, choć... Jednak chyba większy nacisk kładę na stymulację intelektualną (jak to mądrze brzmi :D). Książka musi być dla mnie w jakiś sposób wyzwaniem, rozruszać moje leniwe neurony. Ale! Dla mnie (w tym przypadku) intelekt i emocje zachodzą na siebie. Jak chociażby przy książkach Nabokova czy Dukaja. Pobudzony intelekt pobudza emocje ;)

    Ale tak naprawdę wg. mnie liczy się przyjemność z czytania. Nieważne co czytasz - ważne że czytasz w ogóle, bo gusta są przecież różne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, dziękuję Wam bardzo :)

    Tak właściwie to ja trochę sprawę uprościłam ( bo jak Cal napisała, intelekt i emocje mogą na siebie zachodzić i tak najczęściej właśnie jest), ale musiałam jakoś rozkminić, co mnie pociąga w niektórych książkach, dlaczego ciągle do nich wracam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej pobijcie mnie, ale nie jestem mentatem (niestety), żeby podchodzić do literatury intelektualnie. "Intelektualnie" to ja mogę czytać artykuły naukowe i podręczniki. Reszta niestety za pierwszym, czasem nawet drugim razem jest czytana "emocjonalnie". Ale że lubię do książek wracać - to za trzecim czy czwartym razem, gdy przejdą mi wszystkie wrażenia emocjonalne jestem w stanie podejść do książki intelektualnie.

    Można powiedzieć, że przeczytam tak tylko takie książki, które najpierw pozostawią we mnie wyjątkowo dobre wrażenia z lektury. Tylko te ulubione. A gust ma zawsze zabarwienie emocjonalne.

    "Taka dyskusja wydaje mi się jałowa, sprowadzająca tekst na dalszy plan czyniąc z niego pretekst, czy też tło dla przedstawienia własnej osoby".

    Owszem, ale jesteśmy ludźmi więc:

    "Twój charakter pisma. Sposób chodzenia. To, jaki wzór porcelany wybierasz. Wszystko to zdradza ciebie. Wszystko, co robisz, ujawnia twoją rękę. Wszystko jest autoportretem. Wszystko jest dziennikiem."

    (Palahniuk, Dziennik)

    OdpowiedzUsuń
  5. Asiku - nie zgodzę się z Tobą całkowicie w jednej kwestii, mianowicie - czytanie książki, która mnie nie pociąga, nie podoba mi się, nudzi, nie daję z nią rady itd, też jest emocjonalne!! Emocje przy książce to przecież nie zawsze tylko te pozytywne:) Dla mnie przynajmniej...Bo np wspomnianą Poczekajkę też czytałam emocjonalnie, tyle że w zupełnie inną stronę niż Kaś, i również nie wiem dlaczego mi się tak bardzo nie podobała.


    (Bo czytać Cathhhy to i ja lubię mucho mucho :D)

    I moim zdaniem nie da się czytać czegokolwiek tylko tak lub siak. W moim rozumieniu sprawy nawet czytanie tych publikacji jest "emocjonalne". Na pewno mniej/inaczej niż proza, tu bardziej działa logika bo tego wymaga przedmiot czytania, ale jest. Ja nie umiałabym tego oddzielić i wydaje mi się, że nie jest możliwe.

    OdpowiedzUsuń